17 września 1939 r., łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Czerwona wkroczyła na teren Rzeczypospolitej Polskiej, realizując ustalenia zawarte w tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Konsekwencją sojuszu dwóch totalitaryzmów był rozbiór osamotnionej Polski.

Sowiecka napaść na Polskę była realizacją układu podpisanego w Moskwie 23 sierpnia 1939 r. przez ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa oraz ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa, pełniącego jednocześnie funkcję przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych (premiera).

Integralną częścią zawartego wówczas sowiecko-niemieckiego paktu o nieagresji, był tajny protokół dodatkowy. Jego drugi punkt, dotyczący bezpośrednio Polski, brzmiał następująco: "W wypadku terytorialnych i politycznych przekształceń na terenach należących do Państwa Polskiego granica stref interesów Niemiec i ZSRS przebiegać będzie w przybliżeniu po linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Kwestia, czy w obopólnym interesie będzie pożądane utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i jakie będą granice tego państwa, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona tylko w toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia".

Informacja na temat wspomnianego tajnego protokołu nie dotarła do Polski, pomimo tego, iż przywódcy alianccy dysponowali wiedzą na jego temat. Oceniając sojusz dwóch totalitarnych mocarstw prof. Andrzej Garlicki pisał: "Pakt Ribbentrop-Mołotow nazywa się często IV rozbiorem Polski. Ta nazwa dobrze oddaje jego istotę. Dwa sąsiadujące z Polską państwa zawarły porozumienie dotyczące podziału jej terytorium pomiędzy siebie. Po kilku tygodniach porozumienie to zostało zrealizowane. Pakt Ribbentrop-Mołotow przyniósł Hitlerowi pozornie mniejsze korzyści niż Stalinowi: terytorium polskie na zachód od linii Wisły oraz uznanie Litwy za niemiecką strefę wpływów. Ale Hitler otrzymywał równocześnie - i to było bezcenne - gwarancje neutralności Moskwy w jego konflikcie z Zachodem. Groźba wojny na dwa fronty, przynajmniej w najbliższym czasie, przestawała istnieć dla Niemiec. Obaj partnerzy podpisujący pakt na Kremlu traktowali go jako rozwiązanie doraźne. Obaj mieli cele o wiele bardziej ambitne niż rozbiór Polski czy podporządkowanie republik nadbałtyckich. Były to cele sprzeczne, dlatego wojna pomiędzy III Rzeszą i Związkiem Radzieckim była nieunikniona". (A. Garlicki "Historia 1815-1939. Polska i świat").

Po zaatakowaniu Polski przez wojska niemieckie 1 września 1939 r. strona sowiecka utrzymywała przez następne dni pozory neutralności. Minister Józef Beck wspominał: "Zachowanie ambasadora sowieckiego nie pozostawiało nic do życzenia, zdradzał on nawet chęć rozmów co do możliwości dowozu pewnych towarów przez ZSRR. Poleciłem ambasadorowi Grzybowskiemu sondaż u Mołotowa, jakie dostawy przez Sowiety mogłyby być brane pod uwagę, oraz oczekiwałem od niego akcji dla zapewnienia nam tranzytu od państw sprzymierzonych". (J.Beck "Ostatni raport")

Niemcy od trzeciego dnia wojny ponaglali Moskwę, ażeby zajęła obszary uznane w pakcie Ribbentrop-Mołotow za jej strefę interesów. Stalin zwlekał z podjęciem decyzji, czekając na to, jak zachowają się wobec niemieckiej agresji na Polskę Wielka Brytania i Francja. Przyglądał się również jak silny opór Niemcom stawia polskie wojsko. Jednocześnie jednak w ZSRS trwały ukryte przygotowania do wojny. 24 sierpnia 1939 r. rozpoczęto stopniową koncentrację wojsk.

3 września komisarz obrony Klimient Woroszyłow wydał rozkaz o podwyższeniu gotowości bojowej w okręgach wojskowych, które miały wziąć bezpośredni udział w ataku na Polskę, oraz rozkaz o rozpoczęciu tajnej mobilizacji. Do działań przeciwko państwu polskiemu przeznaczono dwa fronty: Białoruski - komandarma Michaiła Kowalowa i Ukraiński komandarma Siemiona Timoszenki. W sumie liczyły one co najmniej 620 000 żołnierzy, ponad 4700 czołgów i 3300 samolotów. Po stronie polskiej granicy z ZSRS, liczącej ponad 1400 km, strzegły jedynie przerzedzone oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza.

17 września 1939 r. o godz. 3 w nocy (według obowiązującego w Polsce czasu środkowoeuropejskiego była godzina pierwsza) do Komisariatu Spraw Zagranicznych w Moskwie wezwany został ambasador RP Wacław Grzybowski, któremu Władimir Potiomkin - zastępca Mołotowa - odczytał treść uzgodnionej wcześniej z Berlinem noty. Władze sowieckie oświadczały w niej m.in.: "Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni działań wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i centra kulturalne. Warszawa, jako stolica Polski, już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie przejawia oznak życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym utraciły ważność umowy zawarte pomiędzy ZSRS a Polską".

Uzasadniając wkroczenie Armii Czerwonej na teren Rzeczypospolitej Polskiej stwierdzano: "Rząd sowiecki nie może pozostać obojętny na fakt, że zamieszkująca terytorium Polski pobratymcza ludność ukraińska i białoruska, pozostawiona własnemu losowi, stała się bezbronna. Wobec powyższych okoliczności Rząd Sowiecki polecił Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod swoją opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Rząd sowiecki zamierza równocześnie podjąć wszelkie środki mające na celu wywikłanie narodu polskiego z nieszczęsnej wojny, w którą wepchnęli go nierozumni przywódcy i umożliwienie mu zażycia pokojowej egzystencji".

Ambasador Grzybowski zdecydowanie odmówił przyjęcia sowieckiej noty. W tym samym czasie Armia Czerwona rozpoczęła napaść na Polskę. Od godz. 3 do godz. 6 rano jej wojska przekroczyły na całej długości wschodnią granicę z Polską.

Przedstawiając plan sowieckiego ataku prof. Wojciech Materski pisał: "Rozkaz jak najszybszego uchwycenia ważnych obiektów militarnych w głębi polskiej obrony poprzez skoncentrowane uderzenia rozcinające wykonywać miały wydzielone spośród wszystkich armii tzw. grupy ruchome (uderzeniowe). Trzy grupy ruchome Frontu Białoruskiego (dzierżyńska, mińska i połocka) otrzymały zadanie opanowania Wilna (poprzez Święciany i Michaliszki), Grodna i Białegostoku (poprzez Wołkowysk). Cztery grupy ruchome Frontu Ukraińskiego (15 korpus, szepietowska, wołoczyska i kamieniecko-podolska), po uchwyceniu w ciągu pierwszych trzech dni agresji rubieży Kowel-Włodzimierz Wołyński-Sokal, miały wyjść na linię rzeki San. Za nimi postępować miały podporządkowane operacyjnie na czas kampanii dowództwu Armii Czerwonej pograniczne oddziały NKWD, likwidując według wcześniej przygotowanych list osoby uznane za elementy antysowieckie, mogące utrudnić trwałe umocnienie się na zdobytych terenach. Rozbite polskie linie obrony miały być atakowane frontalnie przez podstawowe siły obu frontów". (W.Materski "Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939")

Łącznie siły Armii Czerwonej skierowane w trzech rzutach przeciwko Rzeczypospolitej wynosiły ok. 1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów. Cytowany powyżej prof. Materski zwracał dodatkowo uwagę na fakt, iż: "Uderzenie dwu frontów sowieckich zostało poprzedzone czterodniowymi intensywnymi działaniami grup sabotażowo-dywersyjnych, które były organizowane na polskich Kresach Wschodnich przez wywiad sowiecki, komunistów i miejscowych nacjonalistów. Działania te okazały się rozleglejsze i skuteczniejsze niż akcja V kolumny poprzedzająca agresję niemiecką".

Reakcję na wiadomość o sowieckiej napaści na Polskę tak wspominał szef sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz: "Nie znajduję słów, które by oddały nastrój przygnębienia, jaki zapanował. Ani Naczelny Wódz, ani nikt z nas, oficerów Sztabu, nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Było dla nas jasne, że dostaliśmy podstępny cios w plecy, który przesądzał ostatecznie o losach kampanii i niweczył ostatnią nadzieję prowadzenia zorganizowanej walki na terenie Polski. (...) W pierwszym momencie spontaniczną reakcją na otrzymane wiadomości był odruch bić się z Sowietami. Po prostu trudno było pogodzić się z myślą, żeby nowy agresor bez oporu zajmował nasz kraj, żeby bezprzykładny, zdradziecki jego czyn pozostał bez zbrojnej odpowiedzi z naszej strony. Szybko jednak nastąpiła refleksja. Czym się bić? Całość wojsk zwrócona była przeciw Niemcom, związana ciężkimi walkami odwrotowymi. Granicę sowiecką dozorowały jedynie słabe oddziały KOP, za którymi znajdowały się różne luźne formacje etapowe, tyłowe, dowództwa lokalne i wyewakuowane z zachodniej części Polski itp. Walkę tymi wojskami prowadzić było niemożliwe. A zresztą w jakim celu? Wobec masowej inwazji sowieckiej, walka taka żadnego konkretnego rezultatu dać nie mogła. Chodzić mogło tylko o jeden cel - o zbrojną demonstrację, protest wobec świata przeciwko podstępnej agresji drugiego wroga. A protestem tym były strzały cofających się oddziałów KOP, skierowane przeciw czołowym oddziałom najeźdźcy. Poza to Naczelny Wódz nie chciał wychodzić, widząc niemożliwość i bezcelowość jakiejkolwiek walki z Sowietami w tych warunkach".

Wieczorem 17 września Naczelny Wódz wydał następujący rozkaz (dyrektywę): "Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii".

Władze polskie wzywając do unikania walki z Armią Czerwoną nie uznały jej wkroczenia za powód do wypowiedzenia wojny i nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Zaistniała sytuacja zadecydowała o tym, iż w nocy z 17 na 18 września prezydent Ignacy Mościcki wraz z rządem polskim i korpusem dyplomatycznym przekroczył granicę rumuńską, planując przedostanie się do Francji. Razem z nimi terytorium polskie opuścił Naczelny Wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz. Zdaniem prof. Pawła Wieczorkiewicza, rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza wydany 17 września "wprowadził w efekcie zamęt i utrudnił, czy wręcz uniemożliwił organizację obrony Kresów Wschodnich, tam gdzie istniały po temu jakiekolwiek szanse". (P.Wieczorkiewicz "Historia polityczna Polski 1935-1945")

Rozkaz ten nie dotarł jednak do wielu oddziałów, a przez część dowódców uznany został za prowokację. Do starć z Armią Czerwoną dochodziło w wielu miejscach. Na Polesiu i Wołyniu improwizowana grupa KOP dowodzona przez gen. Wilhelma Orlika-Rueckemanna stoczyła z Sowietami kilkanaście potyczek i dwie bitwy: pod Szackiem 28-29 września i Wytycznem w pow. włodawskim 1 października. Na Polesiu z Armią Czerwoną walczyły także: dowodzony przez ppłk Nikodema Sulika-Sarneckiego pułk KOP "Sarny", brygada KOP "Polesie" oraz jednostki KOP "Kleck" i "Baranowicze". Z kolei w Kodziowcach, niedaleko Grodna, w nocy z 21 na 22 września doszło do bitwy, w której 101 pułk ułanów przez kilka godzin zatrzymywał przeważające siły sowieckie, niszcząc m.in. 22 czołgi. Na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie z Sowietami walczyły oddziały KOP "Iwieniec", "Głębokie" i "Krasne".

Wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej opór stawiały również miasta, wśród których najbardziej zacięty i tragiczny bój stoczyło Grodno. Walki z Wehrmachtem i Armią Czerwoną toczyła dowodzona przez gen. Franciszka Kleeberga Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie", w skład której weszli m.in. marynarze Pińskiej Flotylli Wojennej.

W sumie w starciach z Armią Czerwoną zginęło ok. 2,5 tys. polskich żołnierzy, a ok. 20 tys. było rannych i zaginionych. Do niewoli sowieckiej dostało się ok. 200 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 tys. oficerów. Straty sowieckie wynosiły ok. 3 tys. zabitych i 6-7 tys. rannych. Wkraczająca na ziemie Rzeczypospolitej Armia Czerwona zachowywała się równie bestialsko jak wojska niemieckie. Przykładów zbrodni popełnianych na polskich wojskowych, policjantach i cywilach jest wiele, m.in. w Grodnie po zajęciu miasta Sowieci wymordowali ponad 300 jego obrońców, na Polesiu 150 oficerów, a w okolicach Augustowa 30 policjantów.

28 września 1939 r. podczas kolejnej wizyty Ribbentropa w Moskwie zawarty został "Traktat Sowiecko-Niemiecki o Granicy i Przyjaźni", któremu towarzyszyły tajne protokoły dodatkowe. We wstępie do traktatu stwierdzano: "Rząd Rzeszy Niemieckiej i rząd ZSRR uznają, po upadku dotychczasowego państwa polskiego, za wyłącznie swoje zadanie przywrócenie na tym terenie pokoju i porządku oraz zapewnienie żyjącym tam narodom spokojnej egzystencji, zgodnej z ich narodowymi odrębnościami". Zgodnie z propozycją Stalina przeprowadzona została korekta podziału terytorialnego ziem polskich. Granica pomiędzy ZSRS a III Rzeszą przebiegać miała odtąd wzdłuż linii rzek San-Bug-Narew-Pisa.

Jak pisał prof. Andrzej Paczkowski: "Stalin proponując nowelizację tajnej klauzuli układu z 23 sierpnia i +oddając+ Niemcom ziemie polskie aż do linii Bugu (zamiast Wisły) - w zamian za przesunięcie do +radzieckiej strefy wpływów+ Litwy - miał niewątpliwie na celu pozbycie się terytoriów o przygniatającej przewadze ludności polskiej, a tym samym poważnego problemu politycznego". (A.Paczkowski "Pół wieku dziejów Polski 1939-1989")

Przedstawiciele dwóch totalitarnych mocarstw ustalili również, iż "nie będą na swoich terenach tolerować żadnej polskiej agitacji, która przenikałaby na terytorium drugiej strony. Wszelkie próby takiej agitacji na ich terenach będą likwidowane, a obie strony będą się informowały wzajemnie o podejmowanych w tych celach środkach".

W wyniku dokonanego rozbioru Polski Związek Sowiecki zagarnął obszar o powierzchni ponad 190 tys. km kw. z ludnością liczącą ok. 13 mln. Okrojona Wileńszczyzna została przez władze sowieckie w październiku 1939 r. uroczyście przekazana Litwie. Nie na długo jednak, bowiem już w czerwcu 1940 r. Litwa razem z Łotwą i Estonią weszła w skład ZSRS. Liczba ofiar wśród obywateli polskich, którzy w latach 1939-1941 znaleźli się pod sowiecką okupacją, do dziś nie jest w pełni znana.

Prof. A. Paczkowski odnosząc się do tej kwestii w książce "Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania" pisał: "Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach - od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę przymusową - ponad 1 milion osób (). Nie mniej niż 30 tysięcy osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10 proc., czyli zmarło zapewne 90-100 tysięcy osób".

PAP - Nauka w Polsce

mjs/ ls/bsz

 

Historycy o agresji ZSRR na Polskę


"Stalin zwlekał do ostatniej chwili z inwazją na Polskę 17 września 1939 roku. Zaatakował Polskę dopiero wtedy, kiedy był pewny - dzięki informacjom wywiadu sowieckiego w otoczeniu rządu francuskiego - że alianci nie przyjdą Polsce z pomocą" - podkreśla prof. Czesław Grzelak z Instytutu Historii Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach (http://www.pu.kielce.pl/ihis/), autor książki "Kresy w czerwieni 1939". Historycy polscy - z powodu braku dostępu do rosyjskich archiwów - do dziś nie znają odpowiedzi na wiele pytań o kulisy sowieckiej agresji.

CIOS W PLECY

17 września 1939 r. Napaść sowiecka była ciosem w plecy dla polskiej armii broniącej się przed atakiem hitlerowskich Niemiec. Atak ze Wschodu przypieczętował klęskę II Rzeczypospolitej. Atak Armii Czerwonej na Polskę był konsekwencją niemiecko-sowieckiego paktu o nieagresji Ribbentrop-Mołotow, podpisanego 23 sierpnia 1939 r. Do paktu dołączony był tajny protokół, ustalający podział Polski pomiędzy III Rzeszę a ZSRR. Nazywany czwartym rozbiorem Polski pakt przewidywał, że granica ZSRR i Rzeszy będzie przebiegać przez terytorium państwa polskiego wzdłuż rzek: Narew, Wisła i San; po kapitulacji Warszawy 28 września została przesunięta na wschód.

17 września rano władze sowieckie przekazały ambasadorowi Polski w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu notę dyplomatyczną. Mówiła ona, że traktaty polsko-sowieckie straciły ważność, gdyż "państwo polskie i jego rząd przestały faktycznie istnieć", a Armia Czerwona musi bronić mienia i życia zamieszkujących wschodnie tereny polskie Ukraińców i Białorusinów. Tego samego dnia o 5 rano czasu moskiewskiego (ówczesnej 2 rano czasu polskiego) granicę Polski przekroczyły liczące ponad 800 tys. żołnierzy wojska sowieckie. Na wieść o sowieckiej agresji polskie władze i naczelne dowództwo w nocy z 17 na 18 września opuściły kraj i udały się do sojuszniczej Rumunii, gdzie zostały internowane.

STALIN JAK MAŁY ZŁODZIEJ

Historycy do dziś zastanawiają się, dlaczego Stalin - mimo ponagleń Hitlera - zwlekał po 1 września 1939 r. z decyzją o wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski. Jedną z przyczyn mogło być kunktatorstwo sowieckiego dyktatora. "Stalin stosował metodę małego złodzieja - czekał aż duży złodziej - Hitler - napadnie i ograbi Polaków, by potem, już bez większego ryzyka i kosztów, zabrać swój łup" - podkreśla dr Piotr Łysakowski z Instytutu Pamięci Narodowej (http://www.ipn.gov.pl/).

Poza tym Stalin obawiał się, że Anglia i Francja udzielą zaatakowanej przez Niemcy Polsce pomocy militarnej, którą wcześniej obiecali Rzeczypospolitej. "Stalin zdecydował się zaatakować dopiero wtedy, kiedy był pewny - dzięki informacjom wywiadu sowieckiego - że alianci nie pomogą Polsce" - wyjaśnia prof. Grzelak. Władze ZSRR z ulgą przyjęły posiedzenie Najwyższej Rady Sojuszniczej z Abbeville z 12 września, które stanowiło, że Anglia i Francja nie wesprą militarnie Polski w 1939 r. Po tym posiedzeniu 14 września ludowy komisarz obrony marszałek Woroszyłow nakazał wojskom obu frontów (białoruskiego i ukraińskiego) przekroczenie granicy Polski. Kości zostały rzucone.

ZAMKNIĘTE ARCHIWA ROSYJSKIE

Polscy historycy nie znają wciąż odpowiedzi na wiele pytań, gdyż brak jest dostępu do tajnych dokumentów w archiwach rosyjskich. "Nie wiemy dokładnie, jakie decyzje zapadły na najwyższych szczeblach ZSRR po pakcie Ribbentrop-Mołotow. Nie możemy więc śledzić przygotowań sowieckich do wojny z Polską" - mówi prof. Grzelak. Kolejny znak zapytania to działanie jednostek pogranicznych NKWD i przebieg ich uderzenia na oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza. Historycy polscy nie mają także dostępu do materiałów dotyczących np. działań sowieckich grup terrorystyczno-dywersyjnych w Polsce przed wrześniem 1939 r.

"Sowieckie grupy dywersyjne, złożone głównie z ukraińskich, białoruskich i żydowskich sympatyków komunizmu, były przerzucane na terytorium II Rzeczypospolitej jeszcze przed 17 września" - zaznacza Grzelak. "Ich zadaniem było niszczenie łączności, opanowanie strategicznych skrzyżowań i mostów. W mojej ocenie, działalność była znacznie bardziej intensywna niż podobne działania niemieckiej +piątej kolumny+" - dodaje prof. Grzelak. Bez otwarcia archiwów rosyjskich uczeni nie są jednak w stanie zbadać w pełni tego zjawiska.

Z SOWIETAMI BIĆ SIĘ NIE ZACZYNAMY

17 września po południu naczelny wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz wydał dyrektywę do dowódców: "W stosunku do sowieckich oddziałów my z nimi bić się nie zaczynamy i walczyć musimy tylko w wypadku, o ile oni będą nacierali". Historycy nie są zgodni co do powodów wydania tej decyzji. "Rozkaz Śmigłego-Rydza można tłumaczyć zaskoczeniem na wieść o wkroczeniu wojsk sowieckich. Z dokumentów wynika, że polskie dowództwo - mimo napięcia w stosunkach polsko-sowieckich - nie spodziewało się, że Stalin pomoże zbrojnie swemu największemu ideologicznemu przeciwnikowi" - tłumaczy dr Łysakowski. Dodaje, że motywem decyzji Rydza była też chęć ratowania resztek polskiego wojska i ich wycofanie do Rumunii.

Zgodnie z rozkazem marszałka, większość oddziałów polskich nie wdała się w walkę z wojskami sowieckimi. Opór stawiły im jednak odziały Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) oraz niektóre jednostki i garnizony, m.in. w Grodnie. Po złamaniu obrony KOP oraz improwizowanych oddziałów polskich Armia Czerwona dotarła do linii Narwi, Bugu, Wisły i Sanu. Ostatnie bitwy KOP z wojskami sowieckimi miały miejsce pod Szackiem (29-30 października) i Wytycznem (1 października). Działania polskie wobec wojsk sowieckich wygasły niemal równocześnie z kapitulacją wobec hitlerowskiego agresora (5 października - ostatnia bitwa kampanii wrześniowej z Niemcami pod Kockiem).

Historycy szacują, że w walce z Armią Czerwoną zginęło - głównie rozstrzelanych po wzięciu do niewoli - lub zostało rannych kilkanaście tysięcy polskich żołnierzy, do niewoli dostało się ok. 250 tys. Straty Armii Czerwonej - według danych władz byłego ZSRR - wyniosły ok. 2,5 tys. zabitych i rannych.


PAP - Nauka w Polsce, Szymon Łucyk
we

 

Dr Wasilewski: atak ZSRR na Polskę zaskoczył władze i wojsko


"Atak ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. zaskoczył polskie władze i wojsko. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tajnych ustaleń niemiecko-sowieckiego paktu, wierzyliśmy w pomoc sojuszników i potencjał obronny naszej armii" - ocenia historyk IPN dr Witold Wasilewski. "Należy pamiętać, że polskie elity polityczno-wojskowe podejmowały decyzje w przekonaniu, że spotkają się z uderzeniem niemieckim. Natomiast nie zdawały sobie sprawy, jak zaawansowane było porozumienie niemiecko-sowieckie i jakich ustaleń dokonano w tajnym protokole przy pakcie Ribbentrop-Mołotow, zwłaszcza w obliczu funkcjonującego w okresie przedwojennym konfliktu ideologicznego Rzeszy z ZSRR. Wierzyły także w rzetelność realizacji zobowiązań zaciągniętych wobec Polski przez Wielką Brytanię i Francję" - powiedział w rozmowie z PAP historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, Witold Wasilewski.

W jego opinii, można mówić o pewnej dezintegracji polskiej polityki - chociaż szef MSZ Józef Beck mógł sobie zdawać sprawę, że deklaracje szybkiej pomocy są trochę na wyrost, to równocześnie liczył, że w razie ataku polska obrona będzie trwała dłużej. "Z kolei dowództwo wojskowe zapewne jednak zdawało sobie sprawę, że ten opór nie będzie zbyt długi, liczyło natomiast na gwarancje wojsk alianckich. Należy dodać, że także Wielka Brytania dokonała tu pewnej prowokacji politycznej. Chcąc mieć pewność, że Polska stawi opór Hitlerowi, udzieliła gwarancji, których nie chciała wypełnić, usztywniając tym polskie stanowisko" - powiedział historyk.

"Obecnie wydaje nam się to dziwne, znając charakter systemu sowieckiego i jego agresywne dążenia, że wówczas nie rozpoznaliśmy istoty paktu Ribbentrop-Mołotow. Agresja ZSRR spowodowała oczywiście sytuację, w której dalszy opór w sensie wojskowym był skazany na niepowodzenie. I w tych warunkach został wydany często krytykowany przez historyków rozkaz marszałka Rydza-Śmigłego, by z Sowietami nie walczyć, chyba że będą próbować rozbrajania. Zgodnie z tą samą dyrektywą wojska polskie miały się cofać w kierunku granicy rumuńskiej" - wyjaśnił Wasilewski.

Jak zaznaczył, rozkaz ten wywołał dezorientację wśród części walczących. "Zwłaszcza Korpus Ochrony Pogranicza na granicy wschodniej miał odruch obrony wobec ataku wroga. I ta obrona została w wielu miejscach podjęta, tworząc taką małą bitwę graniczną, głównie prowadzoną przez KOP oraz walczące miasta, których ochotniczo bronili także np. harcerze. Można powiedzieć, że tutaj dyrektywa Rydza-Śmigłego szła w poprzek takiemu dość naturalnemu odruchowi stawiania oporu. Ale też należy pamiętać o okolicznościach jej wydania i intencjach wodza skupiających się na ocaleniu tej tkanki wojskowych, która - jak liczył - przyda się w dalszej walce" - mówił historyk.

"Dokonując agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku zarówno Rzesza Niemiecka, jak i Związek Sowiecki równocześnie prowadziły wojnę propagandową. Głównym jej celem było uzasadnienie ataku na niezagrażające im niepodległe państwo. (...) Po stronie sowieckiej mieliśmy do czynienia z opowieściami o obronie ludności ukraińskiej i białoruskiej oraz o rzekomym rozpadzie państwa polskiego. Można powiedzieć, że ta wersja nadal obowiązuje w świadomości rosyjskiej" - zaznaczył Wasilewski.

Jego zdaniem, chociaż jest wiele wątpliwości, jak w 1939 roku powinno zachować się dowództwo wojskowe, to jednak niewątpliwie mieliśmy do czynienia z sytuacją tragiczną. Polska została wówczas militarnie powalona przez "dwie agresywne i dążące do podboju totalitarne machiny wojenne, których działania były skierowane na wysiłek zbrojny i na aparaty represji wewnętrznej. W starciu z tymi siłami zbrojnymi, przy iluzorycznym w istocie wsparciu tak zwanych sojuszników zachodnich Polski, czyli Francji i Wielkiej Brytanii, kampania jesienna 1939 roku nie mogła być wygrana, a 17 września stał się jednym z najbardziej dramatycznych momentów w naszych dziejach" - podsumował historyk.

Wywiad z dr. W. Wasilewskim do obejrzenia na Portalu Historycznym dzieje.pl, prowadzonym przez Polska Agencję Prasową we współpracy z Muzeum Historii Polski. AKN/MJS

 

PAP - Nauka w Polsce

ls/ gma/ krf/bsz

Źródło informacji: https://naukawpolsce.pap.pl 

 



psychologia i społeczeństwo
psychologia i społeczeństwo
psychologia i społeczeństwo
TPL_BACKTOTOP