Jedyną w pełni autonomiczną względem obu gangów stolicy zorganizowaną strukturą przestępczą w Polsce pozostawała grupa Janusza T. pseud. Krakowiak. Zasłynęła brutalnością, okrucieństwem, wieloma niepotrzebnymi, a często nawet niezrozumiałymi morderstwami. 

W ciągu kilku lat niemal zmonopolizowała na południu kraju wszelką zbrodnię. Około 300 zatwardziałych kryminalistów z więziennej kasty „ludzi”, pod wodzą Krakowiaka, niepodzielnie władało Górnym Śląskiem oraz przyległymi województwami marginalizując lokalnego rezydenta Pruszkowa – Zbigniewa Szczepaniaka pseud. Simon.

Receptą na potęgę i hermetyczność grupy herszt uczynił rygorystyczną selekcję współpracowników. W przeciwieństwie do pozostałych wiodących związków przestępczych, ten nie zrzeszał wielu przypadkowych osób, luźno powiązanych z półświatkiem. Warunkiem wstąpienia w szeregi była kryminalna przeszłość, odbyty wyrok oraz brak w życiorysie jakiejkolwiek kooperacji z policją. Miało to wstępnie eliminować jednostki słabe, niezdeterminowane, niezdolne do wypełnienia każdego rozkazu. W zamian, „żołnierze” mogli liczyć na lojalność kolegów, aresztowanych nie pozostawiano samym sobie. Krakowiak dyscyplinował świadków, opłacał adwokatów i wspierał finansowo rodziny przebywających w więzieniu, a nawet przesyłał za kraty paczki i wysyłał na mokre widzenia prostytutki. Bywał jednakże bezlitosny względem nielojalnych lub o zdradę tylko podejrzewanych. Wewnętrzny system kar przewidywał, także prewencyjne, ciężkie pobicia z przetrącaniem rąk i nóg, przestrzeliwanie kolan, wleczenie na linie za samochodem… Żołnierza charakteryzować miała żelazna dyscyplina i absolutne posłuszeństwo względem przywódcy. Symbolem tego stał się pocałunek składany na dłoni bossa. W ten sposób, wzorem filmów o włoskiej mafii, gangsterzy prezentowali swój szacunek i pełne oddanie. Oznaką braterstwa, również zapożyczoną z tegoż źródła, uczyniono wzajemne podawanie dzieci do chrztu.

Janusz T. przyszedł na świat w 1963 roku. Młodość przeżył w krakowskiej Nowej Hucie. Jako nastolatek rozpoczynał karierę od rozbojów. Wraz z kolegami dobierał zamożne i zazwyczaj, z powodu upojenia alkoholowego, niezdolne do skutecznej obrony ofiary. Łupem padały zegarki, obrączki, gotówka. Z biegiem lat, przyszły boss skupił się na handlu walutą oraz alkoholem bez banderol. Tym ostatnim, zwłaszcza pod krakowskimi lokalami rozrywkowymi. Nadal zarabiał jednak na napadach – w zamian za część zrabowanych dóbr przygotowywał scenariusze rozbojów i typował ofiary. Tężyzna Krakowiaka, połączona z bezwzględną brutalnością, umożliwiła mu także skuteczne egzekwowanie wierzytelności. Windykację oparł na wizytach składanych dłużnikom na dzień przed wyznaczonym terminem płatności. Jedynym ich celem, zwykle bez żadnego dodatkowego wyjaśnienia, uczynił wymierzenie dyscyplinującego ciosu, miażdżącego nos nieszczęśnika. Wzbudzał paniczny strach. Z biegiem czasu sformował grupę oddanych kompanów kryminalnego rzemiosła.

Skonfliktowany z krakowskimi watażkami pod koniec lat osiemdziesiątych musiał przeprowadzić się na Górny Śląsk, do Będzinia...

 



Czytaj resztę artykułu w naszym tematycznym serwisie kryminalnym: "Przestępczość.pl"

 



TPL_BACKTOTOP