Nie wierzcie w legendy, że jakikolwiek polityk lub partia polityczna może roztoczyć parasol ochronny nad zbrojnym gangiem lub strukturą białych kołnierzyków. To fizycznie niewykonalne. Premier, prezydent lub minister może wykorzystać swoje wpływy by zablokować jedną lub dwie akcje policji, ale na tym kończą się jego realne możliwości.

Za trzecim razem wydając polecenie lub prosząc o przysługę zostałby nagrany przez oficerów i… nie, wcale nie trafiłby do więzienia, nie doszłoby też do głośnego skandalu. Od tego momentu to polityk byłby na smyczy oficera, musiałby zrobić wszystko czego ten sobie zażyczy, inaczej zakończyłby swoją karierę i wolność. Ogon zacząłby machać psem. Wizja „mafii” z polityczną wierchuszką to jedynie filmowa fikcja.

W realiach demokratycznego państwa transparentnego żaden polityk ani urzędnik nie może nikogo objąć dyskretną protekcją. Rozkazy w takich sprawach wydaje się na piśmie, podobnie umorzenia śledztw podlegają wielokierunkowej kontroli i mogą zostać w różnych okolicznościach podważone. Jedyna moc sprawcza znajduje się w rękach wyższej kadry oficerskiej, która odpowiada za narrację głośnych śledztw. To oni informują zwierzchników z rządu o tym, jak wygląda sytuacja na „Mieście”, czyli o kierunku i stopniu zagrożenia ze strony przestępczości zorganizowanej. To oni też wydają wiążące polecenia niższym stopniem policjantom, którzy nie dysponują pełną wiedzą o ustaleniach śledztw wykraczających poza jedną konkretną zbrodnię. Im wyższy stopień tajności działań i większe zaufanie kadr do dowództwa, tym łatwiej o odgórną protekcję. Grunt by niscy rangą funkcjonariusze wierzyli, że generalicja „wie lepiej” albo odnosili z posłuszeństwa korzyści. O ile policjant z wydziału zabójstw może wiedzieć wszystko na temat śledztwa w sprawie śmierci Jana Kowalskiego, to może zostać wprowadzony w błąd co do nieznanych mu wątków dotyczących np. powiązań zmarłego z międzynarodowym przemytem narkotyków lub praniem brudnych pieniędzy. Musi zaufać kolegom, a ci nie zawsze są szczerzy. Na tym etapie tworzy się „mafia” - ta rzeczywista.

Czy terroryzujący drobnych i średnich przedsiębiorców a przy okazji kryminalną Polskę „Pruszków”, był taką „mafią”? Czy był nią sojusz Nikosia i Wiesława Niewiadomskiego pseud. Wariat odpowiadający za masową produkcję amfetaminy i zalewanie nią skandynawskiego rynku detalicznego? A może należał do niej Jeremiasz Barański pseud. Baranina odpowiadający za zlecenie zabójstwa ministra Jacka Dębskiego i kontrolujący szwadrony płatnych zabójców, w tym zasilone gangsterami z Rosji? Nie zapominajmy też o truście białych kołnierzyków odpowiadających za masowy (nieopodatkowany) import alkoholu i zboża. Sprawdźmy.

Ekonomia zbrodni nie różni się w niczym od zwyczajnego handlu cegłami czy produkcji mąki – wszystko w niej można policzyć. Problem pojawia się w momencie, w którym podczas liczenia okazuje się, że pieniądze zgromadzone przez tzw. „Mafię Pruszkowską” w dużej części znikały i dzisiaj nie ma po nich śladu. „Starzy Pruszkowscy” pobierali haracz od zwasalizowanych gangów, który zarazem pełnił funkcję opłaty za „franczyzę”, czyli prawo powoływania się na przynależność do Pruszkowa. Każdy należący do struktury przestępca oddawał połowę swoich zarobków swojemu „przełożonemu” - szefowi własnego gangu lub „kapitanowi” pruszkowskiemu, a ewentualnie osobie kontrolującej dany teren. Inkasent zatrzymywał dla siebie połowę otrzymanej kwoty, a resztę oddawał „Starym Pruszkowskim”. Prócz tego bossowie prowadzili własne interesy – egzekucję haraczów od przedsiębiorców (w tym niezwykle intratną w branży hazardowej), hurtowy import narkotyków, czy oszustwa gospodarcze.

Po odliczeniu wszelkich kosztów i wydatków konsumpcyjnych „Starzy” mogli na czysto zarobić w latach 90-tych kilkadziesiąt milionów dolarów, co według ówczesnej siły nabywczej stanowiło prawdziwą fortunę. Z tych pieniędzy zostały im grosze, a nie wszystkie zostały „przejedzone”. Praktycznie nic też nie zabezpieczyły organa ścigania, które wykazały się w tej materii nieudolnością. Słowik, Wańka czy Parasol cieszyli się życiem i dużo wydawali na huczne imprezy oraz egzotyczne wycieczki, ale ich wydatki nie przekraczały wcale tego, na co mogli sobie pozwolić średniej klasy przedsiębiorcy. Często korzystali ze skromnych pojazdów, choć nie była to próba kamuflażu – i tak każdy wiedział, kim oni są.

O ukrytych pieniądzach „Pruszkowa” krążyły legendy, z których nic nie okazało się prawdą. Długotrwała obserwacja „Starych Pruszkowskich” wykazuje, że dzisiaj w ich posiadaniu znajduje się ledwie ułamek tego co powinni mieć. Zostało trochę zakupionych na słupów nieruchomości, inwestycje budowlane Bedzia czy pub Parasola, ale na tym bogactwo się kończy. Zyski z narkobiznesu i terroru kryminalnego popłynęły gdzieś indziej. Gdzie?

Rozbicie „Mafii Pruszkowskiej” zajęło organom ścigania 10 lat, a efekty ogólnokrajowej operacji wymierzonej w „mafię” były mniej niż skromne. Bossom wymierzano kilkuletnie kary pozbawienia wolności za występki, zabrakło zapowiadanego rozliczenia powiązań gangsterów z biznesem i światem polityki, większość najpoważniejszych zarzutów upadła w sądach. Tymczasem największe zbrojne gangi można było wyeliminować w ciągu… kilku miesięcy. Tyle czasu powinno to zająć Urzędowi Ochrony Państwa (UOP) – cywilnej służbie specjalnej powołanej w miejsce komunistycznej Służby Bezpieczeństwa (SB) i poprzedzającej dzisiejszą Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW).

Działalność podwarszawskich zbrojnych gangów nie była tajemnicą, każdy zainteresowany wiedział, kto do nich należy i kto nimi dowodzi. Połączenie kropek w jeden klarowny obraz ogólnokrajowej organizacji przestępczej zająć mogło profesjonalistom realnie około pół roku. Zajęło niemal 20 razy dłużej a sam UOP nie miał w tym sukcesie większych zasług. Znając ówczesny potencjał Urzędu Ochrony Państwa można rzec, że choć nie była to służba „wszechpotężna”, to dysponowała dostatecznym potencjałem do eliminacji takiego zorganizowanego związku przestępczego, jakim był ówczesny „Pruszków”.

Czy trzeba było prowadzić skomplikowane śledztwa łączące globalny handel kokainą, tysiące rozsianych po Polsce „żołnierzy”, dziesiątki zabójstw i tysiące rozbojów? Otóż…

 



Czytaj resztę artykułu w naszym tematycznym serwisie kryminalnym: "Przestępczość.pl"

 



TPL_BACKTOTOP